poniedziałek, 8 sierpnia 2011

South Dakota - bliskie spotkania z bizonami i Siuksami

Jesteśmy w Południowej Dakocie. Stan znany jest z "Mount Rushmore National Memorial": wykutych w skale (za pomocą dynamitu) głów czterech prezydentów: Waszyngtona, Jeffersona, Lincolna i Teodora Roosevelta.

Ale wcale nie dlatego czekałam na wizytę w South Dakocie od początku naszej wyprawy. Chciałam tu być ze względu na Indian.

A to dzięki naszemu "przewodnikowi", Waldemarowi Łysiakowi, który przepięknie pisał o tych ziemiach. Bo te tereny to ziemie Indian Siuksów, okrutnie wyrżniętych przez "blade twarze", które bezczelnie tu wtargnęły, traktując Święte Góry Indian jak swoją własność. Jakoś nigdy szczególnie nie interesowałam się Indianami, ale od momentu, kiedy przeczytałam słowa Łysiaka i w dodatku zobaczyłam te tereny na własne oczy, mam do tych rdzennych Amerykanów szczególny stosunek.

Black Hills - Góry Czarne. Święte Góry Siuksów.
Najpierw przejechaliśmy piękną trasą Wildlife Loop przez pagórki i góry podobne miejscami do Pienin. Już na samym początku zostaliśmy zaskoczeni przez stado....BIZONÓW! One żyją tutaj dziko i można je zobaczyć w wielkich, przeogromnych stadach. Niektóre przełażą przez drogę, a kierowcy muszą być czujni i ustępować im drogi. Bizony (po indiańsku Tatanka) wyglądają na spokojne i bardzo sympatyczne, ale lepiej nie ryzykować niczym więcej jak otwarciem szyby i zrobieniem zdjęcia. Spotkaliśmy też zwierzątka podobne do antylop oraz dzikie osły, które chętnie przychodziły do samochodu i można je było nawet pogłaskać :-) A w górze oczywiście latające drapieżniki. Tereny piękne, zielone, z rzeczkami, skałami... Oczami wyobraźni widziałam tam biegających Siuksów :-)

Następnie pojechaliśmy zobaczyć słynny pomnik Crazy Horse'a. Kto to jest Crazy Horse (po polsku: Szalony Koń)? Kto jest autorem rzeźby (której tak naprawdę jeszcze nie ma!:))? Jeszcze niedawno nie wiedziałam nic na ten temat. Oddam głos Łysiakowi:

"Jeden z tych nielicznych historyków, którzy powiedzieli o Indianach coś sensownego, napisał o Szalonym Koniu: "Był jedną z najbardziej bohaterskich i najtragiczniejszych postaci naszych czasów. Jego dzieje symbolizują dramat, jaki przeżyli Indianie w wyniku inwazji białych na nowy kontynent. Nienawidził Amerykanów z całej duszy i zwalczał ich ze wszystkich sił, a pomimo to biali dowódcy, którzy mieli okazję zetknąć się z nim, wyrażali się o nim z bezgranicznym podziwem i szacunkiem".
Mówienie "z bezgranicznym podziwem i szacunkiem" o wrogu, i to należącym do "niższej" rasy, było rzeczą nader rzadką i zgoła osobliwą. W tym przypadku spowodowaną faktem, że Crazy Horse - o czym wojskowi wiedzieli najlepiej - był najwybitniejszym czerwonoskórym strategiem w dziejach Ameryki Północnej. Jego talenty militarne sięgały takich wyżyn, że był jedynym Indianinem, wobec którego generałowie amerykańscy uważali, iż porażka w starciu z nim nie przynosi ujmy na honorze wojskowym! Armia Stanów Zjednoczonych poniosła w wojnach indiańskich tylko dwie straszliwe klęski - obie (w latach 1866 i 1876) z rąk Szalonego Konia. Już to starczy za symbol. (...)

6 września 1877 roku jankesi zamordowali Szalonego Konia (bezbronnego zakuto bagnetem) i w ten nieskomplikowany, tradycyjny sposób (...) problem Siuksów został skutecznie uregulowany."

Pomnik Szalonego Konia, podobnie jak gęby prezydentów, będzie wykuty w skale. Ale będzie inny: będzie największą rzeźbą na świecie. Dla porównania: pomnik czterech prezydentów z łatwością zmieściłby się na powierzchni zajmowanej przez głowę Indianina. Po zakończeniu robót monument będzie miał 192 m długości i 169 m wysokości.

Autorem projektu pomnika jest człowiek....polskiego pochodzenia! Korczak Ziółkowski.
"Jego dziad, hrabia Ignacy Ziółkowski, wywędrował z Krakowa do Stanów Zjednoczonych w XIX wieku. W kilkadziesiąt lat później urodził się w Bostonie Korczak Ziółkowski. Dokładnie 6 września 1908 roku. Nie miał pojęcia, ani on, ani nikt inny, że ta data (dzień i miesiąc) ma znaczenie mistyczne - dopiero po następnych kilkudziesięciu latach odkrył to przed nim pewien Indianin, wódz plemienia Siuksów [Chief Standing Bear - Wódz Stojący Niedźwiedź - A.M.]. (...)
- Ty wyrzeźbisz z tych gór Szalonego Konia.
- Ja?! - zdziwił się Korczak.
- Ty wyrzeźbisz.
- Dlaczego ja?
- Urodziłeś się w tym samym dniu, w którym umarł Szalony Koń, 6 września. Ty wyrzeźbisz, żeby Biały Człowiek dowiedział się o tym, że Czerwony Człowiek też ma swoich bohaterów. Wyrzeźbisz. Powiedziałem. (...)
Kiedy Henry Standing Bear skończył, Korczak Ziółkowski zrozumiał, że ma w życiu nowy cel, jedyny i ostateczny: zamieni jedną z gór wyrastających z tej ziemi w postać Szalonego Konia. On, rzeźbiarz, lepiej od innych wiedział, że cztery wyprasowane gęby (...), którym brakuje tylko laseczek i meloników, są w tych górach obce, lecz że z Crazy Horsem spawa ma się inaczej. Te góry należały do Siuksów, to były jego góry, które mu wydarto. Teraz wynieść go jak orła nad tę ziemię, znaczyło zwrócić mu władanie nad nią. Korczak zrozumiał, że Szalony Koń nie będzie tu stanowił artefaktu, nie będzie tworem przylepionym do skały - będzie kawałkiem przyrody, jak drzewo, bo wyrośnie na swoim gruncie. Powiedział o tym tak:
- Tych czterech z Mount Rushmore to tylko część amerykańskiej prawdy. Trzeba, by inna góra przypomniała Ameryce resztę".

Prace nad pomnikiem w górze rozpoczęto w 1947 roku. Wówczas, kiedy był tam Łysiak (lata 70.), wciąż była ona jedynie "surową bryłą granitu, z której nie wyłaniał się żaden ludzki zarys". Dziś, 40 lat później, można zobaczyć całą twarz Szalonego Konia. Jednak do zakończenia prac jeszcze bardzo daleko. Myślę, że nie dożyję dnia, w którym pomnik będzie ukończony. Ale jeśli to kiedyś nastąpi, to będzie piękny. Indianin siedzący na pędzącym koniu, z rozwianym włosami, wskazujący lewą ręką na Black Hills, jakby chciał powiedzieć "Ta ziemia należy do mnie, a nie do was, blade twarze!" (makietę pomnika można zobaczyć u podnóża góry, w centrum turystycznym).

Korczak Ziółkowski oczywiście już nie żyje. Jego grób znajduje się w zboczu góry. Jego potomkowie kontynuują jego misję. Miejmy nadzieję, że następne pokolenia też nie zapomną o Szalonym Koniu, ani o rzeźbiarzu o polskich korzeniach. Ciekawe jest, że prace nad pomnikiem w skale są opłacane wyłącznie z wolnych datków. Państwo dwukrotnie chciało wspomóc finansowo te prace, ale Korczak nie zgodził się.

Po wizycie u Crazy Horse'a pojechaliśmy zobaczyć słynne pomniki prezydentów w Mount Rushmore. Znowu - ciekawie było ujrzeć coś, co się znało ze słyszenia czy widzenia w telewizji. Jednak po poznaniu historii Siuksów i Crazy Horse'a wydawało mi się, że ich istnienie na tych ziemiach jest co najmniej nietaktowne. Albo więcej - bezczelne.

Ale jeszcze bardziej bezczelny jest fakt, że park, w którym dziś byliśmy i podziwialiśmy bizony, a także leżące opodal miasto - nazywa się imieniem Custera - generała, który walczył z Szalonym Koniem i nie dość, że był tchórzem, to był współodpowiedzialny za wyrżnięcie Indian. Krew się gotuje.

Na koniec jeszcze dwa fragmenty "Asfaltowego saloonu". Pierwszy, to słowa rzeźbiarza - Korczaka Ziółkowskiego:

"- To jest polski pomnik, rozumiesz? Każdemu to powtarzam: to jest polski pomnik. Polak rzeźbi Indianina. To są dwa bliźniacze narody. Oba przez tyle lat biły się o swoją wolność. Każdego dnia, kiedy tam pracuję, myślę o naszej historii, o zaborach, i wiem, że to jest podwójny symbol."

I na koniec słowa Łysiaka:
"Napis, który zostanie wykuty obok sylwetki jeźdźca, kończy się zdaniem wypowiedzianym niegdyś przez Szalonego Konia: "Moja ojczyzna jest tam, gdzie spoczywa moje ciało". Indianin powiedział to za nich obu, a synowie Korczaka nie sprzedadzą ani jednego akra tej ziemi, bo "nie sprzedaje się kości swego ojca". Tam, u podnóża Mount Thunderhead, w dalekiej Dakocie Południowej, jest kawałek najczystszej Polski i niech Bóg ani ludzie nie zapominają o tym. Dlatego tam byłem i dlatego napisałem ten rozdział mojej książki".

W domu Korczaka Ziółkowskiego widzieliśmy rzeźbę naszego polskiego orła białego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz