piątek, 15 lipca 2011

Chicago - zwiedzanie downtown

Dziś rzuciliśmy się na głęboką wodę - no, może nie w sensie dosłownym, nie wskakiwaliśmy do rzeki Chicago ani do Jeziora Michigan, ale "puściliśmy się na miasto" samotnie, tzn. we dwójkę.

Wywiezieni do Downtown samochodem (przez nową znajomą i jej całkiem sympatycznego boyfrienda), zaczęliśmy zwiedzanie od "Searsa", czyli najwyższego budynku w Chicago (a także najwyższego w USA), który oficjalnie nazywa się "Willis Tower" (poprzednio "Sears Tower").

Oczekiwanie w kolejce do zobaczenia Chicago z góry zajęło nam ok. godziny, ale w międzyczasie wyświetlono nam film, z którego - na szczęście i w końcu - zrozumiałam większość :)

Tu taka dygresja: w czasie tego filmu, w którym, oprócz historii dotyczącej Willis Tower, wychwalano pod niebiosa architektów tych wszystkich wieżowców, pomyślałam sobie o naszych europejskich katedrach, kościołach i innych budowlach.... (I w tym momencie chyba na moich ustach zagościł uśmiech politowania...:)) No, ale cóż, liczy się promocja :)

Na Willis Tower wyjechaliśmy windą, of course (104 piętra). Widoki z góry były całkiem w porządku, ale jakoś mnie nie zachwyciły. Jednak to, co było widać z samolotu zdecydowanie bardziej zapierało dech w piersiach :)
Atrakcją były natomiast takie "balkoniki", które w całości zrobione były z szyb - także pod nogami była szyba. Myślałam, że lęk wysokości nie pozwoli mi tam wejść, ale jednak się skusiłam :) Ale kiedy popatrzyłam w dół....ręce zaczęły mi się trząść i szybko stamtąd....spadałam :D (znów - nie w sensie dosłownym).

Do atrakcji zaliczyć można jeszcze "fasolkę" - rzeźbę o nazwie "Cloud Gate", która stoi w Millenium Park - ma ona ciekawy kształt (właśnie jak fasola), a w dodatku można w niej zobaczyć swoje dziwaczne odbicie.

Piotrek był zainteresowany miejscami związanymi z finansami: Chicago Board of Trade, Federal Reserve Bank of Chicago.... Dla mnie większą frajdą było cyknięcie foty z panami policjantami, którzy byli bardzo mili i na zdjęciu uśmiechają się jak prawdziwi panowie policjanci z Ameryki :)

Zaliczyliśmy także miejsce, gdzie znajduje się teatr, a kolorowy napis CHICAGO kojarzy się z musicalem o tym samym tytule. No i jeszcze rzeźba Picassa na Daley Plaza.

Do domu wróciliśmy CTA (Chicago Transit Authority) - najpierw Blue Line - takim metrem, które wyjeżdża na powierzchnię :) A potem autobusem, w którym - żeby dać znać o tym, że chce się wysiąść, trzeba pociągnąć za sznurek przewieszony nad siedzeniami :) Ameryka, hm? :)
Nie było łatwo rozpoznać przystanek (jak Piotrek zauważył - wszystkie skrzyżowania i ulice są do siebie bardzo podobne), a tu jeszcze stres - trzeba pociągnąć odpowiednio wcześniej :) Ale daliśmy radę. A tak naprawdę - pociągnęła inna pani, która też tam wysiadała :P

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz