sobota, 16 lipca 2011

Knajpa jazzowa.

16 lipca, sobota

Wczoraj wieczorem mielismy okazje byc w knajpie jazzowej, w ktorej podobno bardzo czesto bywal slynny Al Capone, spotykal sie tam ze swoimi mafijnymi ludzmi. Co wiecej, ponoc gdy slychac bylo, ze jedzie policja, uciekali przez specjalnie zrobiony korytarz pod barem :)

Rzeczywiscie, klimat w srodku niesamowity. Na scenie jazzowe murzynskie dziadki - niezle dawali czadu.... Ma sie ochote powiedziec, ze "czuli bluesa" ;-) Kelnerka - pani pod 50-tke z fryzura i okularami jak z lat 50. Po prostu przeslodka :)

Najwyrazniej bywaja tam prawdziwi jazzowi koneserzy (bynajmniej nie mam na mysli nas ;-)). W czasie koncertu totalna cisza, nikt nic nie mowil. Oni nie grali "do kotleta", to my pilismy piwo do ich grania. Pani obok przesiedziala z godzine z zamknietymi oczami i usmiechem na twarzy, jakby miala "odlot" :)
No coz, ja za jazzem nie przepadam, ale tez troche sie wciagnelam... :)

Ciekawe byly "restrooms" (czyli WC, nigdy "toilet"!). Male drzwiczki i popisane sciany (poczulam sie jak w Polsce...?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz